Szkolenie samodzielne - kontrowersyjny temat. Latanie nie musi być drogie.
: pn wrz 30, 2019 8:13 pm
Od pierwszego mojego kontaktu z lotnictwem mam w sobie taką wewnętrzną złość na CENNIK. Złość i bunt.
Czy lotnictwo musi być drogie?
Jeśli chodzi o dostępność i ceny motolotni i samolotów - dwadzieścia kilka lat temu, gdy zaczynałem latać, sytuacja była znacznie trudniejsza, niż dzisiaj. Może nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale chyba większość przyzna, że dziś jesteśmy trochę majętniejsi, a i latadełka ( używane, ale 100 % sprawne) są tańsze, a jak się dobrze poszuka, wręcz całkiem przyzwoicie tanie.
A teraz ta najbardziej kontrowersyjna kwestia - szkolenie samodzielne.
Bez cienia wątpliwości przyznaję, że szkolenie na 2 sterze, z instruktorem jest o niebo lepsze, łatwiejsze i bezpieczniejsze, ale trochę na przekór, a trochę z konieczności wybrałem tę trudniejszą drogę.
Gdy zaczynałem, moja wiedza o lataniu była bardzo mizerna. Nie chciałem tak całkiem ryzykować, więc na początek wybrałem najtańszą opcję - kurs szybowcowy. W tamtym czasie marzyłem o lataniu własną motolotnią.
Skończyłem kurs, polatałem jeszcze kolejny sezon szybowcami, wylaszowałem kilka typów, bo mi się spodobało. Następnie kupiłem motolotnię w trakcie budowy. Prosta, tania i jak się potem potwierdziło, bezpieczna konstrukcja.
Popełniłem błąd, bo zabrałem się za próby latania bez zdobycia dostatecznej wiedzy o właściwościach i pilotażu motolotni. Zapłaciłem za to nieprzygotowanie 2 drobnymi incydentami. Na szczęście skrzydło wiele wybaczało, a i konstrukcja była naprawdę solidna.
Udało się z motolotnia, powinno się udać z wiatrakowcem.
Tym razem przygotowałem się naprawdę solidnie. Przeczytałem i nauczyłem się wszystkiego, co było dostępne, na czele z instrukcją samodzielnej nauki latania wiatrakowcem. Polatałem z kolegami. Kupiłem może nie najtańszy, ale bardzo poprawny i bezpieczny wiatrakowiec. Szkolenie w/g instrukcji przebiegło gładko i bez przykrych niespodzianek.
Mój wiatrakowiec nie ma owiewki i niczego, co chroni przed warunkami atmosferycznymi, a ja nie jestem hardkorowcem i nie lubię latać, gdy jest mi zimno. Dobry kombinezon, rękawice, buty i dobry kask zapewniają w miarę skuteczną ochronę, ale na chłodniejsze dni zdecydowanie wolę zamkniętą kabinę. Wciąż też wracałem myślami do szybowców.
Jakiś czas zajęło mi wybranie odpowiedniego samolotu, bo najpierw myślałem o samolocie. Potem wyszukanie właściwego egzemplarza za odpowiednio niewielkie pieniądze i udało się.
Kupiłem motoszybowiec. Czeski Straton D7. Zarejestrowany, ubezpieczony z aktualnym przeglądem technicznym.
Zrobiłem z instruktorem kilka lotów "zapoznawczych" szybowcami w aeroklubie.
Instruktor zafascynował się tym motoszybowcem, a że ma m.in. czeskie uprawnienia chętnie sprawdził w locie Stratona. Zaopatrzony w jego uwagi, rady i podpowiedzi, po kilku przejazdach po pasie startowym poleciałem Stratonem. Start i lot nie sprawił żadnych niespodzianek. Lądowanie było najtrudniejsze, bo doświadczenie z wiatrakowca w tym przypadku nic nie pomogło. Podobnie, jak pierwsza próba lądowania wiatrakowcem, lądowanie motoszybowcem skończyło się odejściem na drugi krąg. Dałem jednak radę. Odświeżyłem nieco zapomniane nawyki z latania szybowcami.
Aktualnie latam w "San Escobar", bo tam nie wymagają uprawnień, ale już robię czeską licencję na ultralajty.
Gdy się umie latać, zdobycie licencji jest znacznie tańsze.
Dlaczego piszę o tym wszystkim?
Nie dlatego, że uważam legalny polski kurs pilotażu za niepotrzebny, ale pomijając fakt, że jest on trochę przereklamowany, jako NIEZBĘDNY, jest po prostu za drogi, zbyt czasochłonny i zbyt skomplikowany.
Jeśli nigdy niczym nie latałeś samodzielnie i zaczynasz od wymagającego samolotu, 30-40 godzin szkolenia może być mało, ale jeśli radzisz sobie jakimś sprzętem, przejście na inny typ jest znacznie łatwiejsze. Warunek - nie może to być od razu motka o bardzo wymagającym skrzydle, ani samolot z dość wysoką prędkością minimalną.
Coś, co lata 50 km/h i nie przepada, jest odpowiednie na samodzielny początek.
Kolega-pilot rzucił kiedyś taką swoją uwagę : jest dużo ludzi chcących latać, ale ich chcenie kończy się na marzeniach o samolocie 2 osobowym, latającym 200 km/h i na utyskiwaniu na CENY.
Część chętnych zorientowawszy się ile to kosztuje odpuszcza sobie, a tylko nieliczni w Polsce mają dość pieniędzy i samozaparcia, by latać. Polska w porównaniu do Czech to lotnicza pustynia.
Wkurza mnie to.
Czy lotnictwo musi być drogie?
Jeśli chodzi o dostępność i ceny motolotni i samolotów - dwadzieścia kilka lat temu, gdy zaczynałem latać, sytuacja była znacznie trudniejsza, niż dzisiaj. Może nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale chyba większość przyzna, że dziś jesteśmy trochę majętniejsi, a i latadełka ( używane, ale 100 % sprawne) są tańsze, a jak się dobrze poszuka, wręcz całkiem przyzwoicie tanie.
A teraz ta najbardziej kontrowersyjna kwestia - szkolenie samodzielne.
Bez cienia wątpliwości przyznaję, że szkolenie na 2 sterze, z instruktorem jest o niebo lepsze, łatwiejsze i bezpieczniejsze, ale trochę na przekór, a trochę z konieczności wybrałem tę trudniejszą drogę.
Gdy zaczynałem, moja wiedza o lataniu była bardzo mizerna. Nie chciałem tak całkiem ryzykować, więc na początek wybrałem najtańszą opcję - kurs szybowcowy. W tamtym czasie marzyłem o lataniu własną motolotnią.
Skończyłem kurs, polatałem jeszcze kolejny sezon szybowcami, wylaszowałem kilka typów, bo mi się spodobało. Następnie kupiłem motolotnię w trakcie budowy. Prosta, tania i jak się potem potwierdziło, bezpieczna konstrukcja.
Popełniłem błąd, bo zabrałem się za próby latania bez zdobycia dostatecznej wiedzy o właściwościach i pilotażu motolotni. Zapłaciłem za to nieprzygotowanie 2 drobnymi incydentami. Na szczęście skrzydło wiele wybaczało, a i konstrukcja była naprawdę solidna.
Udało się z motolotnia, powinno się udać z wiatrakowcem.
Tym razem przygotowałem się naprawdę solidnie. Przeczytałem i nauczyłem się wszystkiego, co było dostępne, na czele z instrukcją samodzielnej nauki latania wiatrakowcem. Polatałem z kolegami. Kupiłem może nie najtańszy, ale bardzo poprawny i bezpieczny wiatrakowiec. Szkolenie w/g instrukcji przebiegło gładko i bez przykrych niespodzianek.
Mój wiatrakowiec nie ma owiewki i niczego, co chroni przed warunkami atmosferycznymi, a ja nie jestem hardkorowcem i nie lubię latać, gdy jest mi zimno. Dobry kombinezon, rękawice, buty i dobry kask zapewniają w miarę skuteczną ochronę, ale na chłodniejsze dni zdecydowanie wolę zamkniętą kabinę. Wciąż też wracałem myślami do szybowców.
Jakiś czas zajęło mi wybranie odpowiedniego samolotu, bo najpierw myślałem o samolocie. Potem wyszukanie właściwego egzemplarza za odpowiednio niewielkie pieniądze i udało się.
Kupiłem motoszybowiec. Czeski Straton D7. Zarejestrowany, ubezpieczony z aktualnym przeglądem technicznym.
Zrobiłem z instruktorem kilka lotów "zapoznawczych" szybowcami w aeroklubie.
Instruktor zafascynował się tym motoszybowcem, a że ma m.in. czeskie uprawnienia chętnie sprawdził w locie Stratona. Zaopatrzony w jego uwagi, rady i podpowiedzi, po kilku przejazdach po pasie startowym poleciałem Stratonem. Start i lot nie sprawił żadnych niespodzianek. Lądowanie było najtrudniejsze, bo doświadczenie z wiatrakowca w tym przypadku nic nie pomogło. Podobnie, jak pierwsza próba lądowania wiatrakowcem, lądowanie motoszybowcem skończyło się odejściem na drugi krąg. Dałem jednak radę. Odświeżyłem nieco zapomniane nawyki z latania szybowcami.
Aktualnie latam w "San Escobar", bo tam nie wymagają uprawnień, ale już robię czeską licencję na ultralajty.
Gdy się umie latać, zdobycie licencji jest znacznie tańsze.
Dlaczego piszę o tym wszystkim?
Nie dlatego, że uważam legalny polski kurs pilotażu za niepotrzebny, ale pomijając fakt, że jest on trochę przereklamowany, jako NIEZBĘDNY, jest po prostu za drogi, zbyt czasochłonny i zbyt skomplikowany.
Jeśli nigdy niczym nie latałeś samodzielnie i zaczynasz od wymagającego samolotu, 30-40 godzin szkolenia może być mało, ale jeśli radzisz sobie jakimś sprzętem, przejście na inny typ jest znacznie łatwiejsze. Warunek - nie może to być od razu motka o bardzo wymagającym skrzydle, ani samolot z dość wysoką prędkością minimalną.
Coś, co lata 50 km/h i nie przepada, jest odpowiednie na samodzielny początek.
Kolega-pilot rzucił kiedyś taką swoją uwagę : jest dużo ludzi chcących latać, ale ich chcenie kończy się na marzeniach o samolocie 2 osobowym, latającym 200 km/h i na utyskiwaniu na CENY.
Część chętnych zorientowawszy się ile to kosztuje odpuszcza sobie, a tylko nieliczni w Polsce mają dość pieniędzy i samozaparcia, by latać. Polska w porównaniu do Czech to lotnicza pustynia.
Wkurza mnie to.